A A A

Niedziela Trójcy św. - 26.05.2024r. 

Z Ewangelii wg św. Mateusza

Jedenastu uczniów udało się do Galilei, na górę, tam, gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: "Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata". Mt 28, 16-20

Współpracować z Bogiem

Różne są podejścia człowieka do Boga. Dla jednych jest On hipotezą tłumaczącą wiele trudnych do wyjaśnienia zjawisk w życiu ludzkim i we wszechświecie. Dla innych Bóg to odległa rzeczywistość, która nie ma większego wpływu  na  nasze  życie.  Ci traktują Stwórcę na podobieństwo planety Saturna.  Wiadomo,  że  jest,  że  przy pomocy  lunety  można  ją  obserwować, można  też  sporo  na  jej  temat  wyczytać w rozprawach astronomicznych. A jednak miliony ludzi umiera na naszym globie nic o Saturnie nie wiedząc. Dla sporej liczby ludzi Bóg to odległa, trudno dostrzegalna rzeczywistość,  nie  mająca  żadnego wpływu  na  nasze  losy.  Wierzą,  że  On istnieje,  ale  nic  poza  tym.  Znacznie bardziej  interesuje  ich  mieszkający  za ścianą sąsiad, niż Bóg i Jego Tajemnica.

Jeszcze  dla  innych  Bóg  to  słońce. Żyją w jego blasku. Znają wartość światła i ciepła.  Wprawdzie  mogą  przeżywać długie  noce,  ale  świadomość  doczekania się  dni  pogodnych  pomaga  im w przetrwaniu  burz  i niepogody.  Takie podejście do Boga czyni wiarę żywą, daje człowiekowi moc i światło. Ciągle jednak jest to Bóg na niebie, a człowiek na ziemi. On  działa  z nieba,  jak  promienie  słońca, a człowiek żyje na ziemi ciesząc się tymi promieniami.

Przełomowym  momentem w rozwoju  wiary  jest  odkrycie  Boga  we współpracy.  On  jest  blisko,  ramię  przy ramieniu,  by  z nami  pracować.  To odkrycie dokonuje się z reguły wówczas, gdy  człowiek  staje  przed  zadaniem przerastającym  jego  możliwości.  Zadanie

musi być podjęte, a skoro po ludzku sądząc jest  to  niemożliwe,  trzeba  je  podjąć wierząc,  że  Bóg  pomoże.  Razem  z Nim można  zadanie  wykonać.  To  jest  mniej więcej tak, jakby człowiek miał przenieść długą  i ciężką  belkę.  Sam  jej  nie  uniesie i prosi, by Bóg ujął belkę z drugiego końca. Wierząc,  podnosi  belkę  i mimo  że  nie widzi Boga, to doskonale czuje, że  On  razem  z nim  niesie  ten ciężar.

Młode małżeństwo bawiąc dwoje  dzieci,  z trudem  wiąże koniec  z końcem. Z utęsknieniem  czekają  na  dzień, w którym  żona  skończy  urlop macierzyński  i podejmie  pracę.  Nagle dowiadują się, że pod jej sercem od kilku tygodni żyje trzecie dziecko. Natychmiast pojawia  się  pokusa  zabicia  go  przed narodzeniem. Przeżywają trudne dni, które kończy decyzja męża. „Urodzisz dziecko — mówi do żony — a o resztę niech się martwi Bóg”. Od tego momentu upłynęło pięć  lat.  Dziś  jest  to  szczęśliwa  rodzina.

Spotykam  ich,  gdy  w drugi  dzień Wielkanocy  wędrują  na  spacer.  Składam życzenia  świąteczne  i gratuluję  szczęścia. Mąż wyznaje: „Dziś rano zastanawialiśmy się nad tajemnicą tych pięciu lat. Dokonało się  w naszym  życiu  wiele  zmian. Zachorowała  ciocia  i za  opiekę  nad  nią otrzymaliśmy  mieszkanie.  Ja  zmieniłem pracę,  lepiej  zarabiam  i mam  znacznie lepszych kolegów. Nikt w rodzinie w tym okresie, poza grypą, na nic nie chorował”.

Wysłuchałem  tego  wyznania, i wspominając znaną mi sprzed pięciu lat trudną  decyzję,  powiedziałem: „Przyjęliście wtedy nie tylko dziecko, ale i Boga.  Od  tego  momentu  On współpracuje  z wami  i dlatego  dziś  oczy dzieci i wasze są tak radosne”. Apostołowie  do  momentu  Zesłania Ducha  Świętego  obliczali  możliwości wykonania czekających ich zadań według własnych  sił  i dlatego  siedzieli,  pełni bojaźni,  zamknięci  w Wieczerniku.  Gdy jednak  podjęli  współpracę  z Bogiem, dokonali dzieł, wobec których sami stawali zdumieni.

Dla chrześcijanina Bóg to nie hipoteza, to  nie  rzeczywistość  odległa  jak  planeta Saturn, to nawet nie Słońce na niebie, lecz Wszechmocny  Przyjaciel,  z którym  można współpracować na co dzień.

Ks. Edward Staniek