Legenda o św. Krzysztofie
Krzysztof był z pochodzenia Chananejczykiem olbrzymiego wzrostu i groźnej twarzy, a na długość liczył sobie 12 łokci. W niektórych jego żywotach czytamy, że służąc u pewnego króla chananejskiego powziął myśl, aby poszukać sobie największego pana, jaki jest na świecie i do niego na stałe zaciągnąć się na służbę. Udał się zatem do jednego wielkiego króla, o którym wieść głosiła, że nie ma nadeń większego pana na świecie, a król obejrzawszy go przyjął go chętnie i zatrzymał na swoim dworze.
Pewnego dnia jednak jakiś rybałt śpiewał przed królem pieśń, w której często wspominał o diable, a król, który wyznawał wiarę Chrystusową, ilekroć usłyszał imię diabła, żegnał się znakiem krzyża. Krzysztof widząc to dziwił się bardzo, dlaczego król tak czyni i co ten znak krzyża może znaczyć.
Gdy zapytał o to króla, ten nie chciał mu tego wyjawić, ale wtedy Krzysztof rzekł: Jeśli mi tego nie powiesz, nie zostanę dłużej u ciebie. Król przymuszony w ten sposób odpowiedział wreszcie: Ilekroć słyszę, że ktoś wspomina diabła, ubezpieczam się tym znakiem w obawie, aby mnie nie zagarnął pod swą władzę i nie szkodził mi. Na to Krzysztof: Jeśli boisz się, aby ci diabeł nie zaszkodził, wynika stąd, że jest on większy i potężniejszy od ciebie, skoro tak bardzo obawiasz się go. Zawiodłem się zatem uważając, że znalazłem największego i najpotężniejszego pana na świecie. Ale bywaj zdrów, bo idę szukać owego diabła, aby wziąć go sobie za pana i zostać jego sługą. Odszedł tedy od tego króla i poszedł szukać diabła.
A gdy wędrował przez jedną pustynię, zobaczył wielki orszak rycerzy z których jeden, dziki i groźny, zbliżył się doń i zapytał, dokąd idzie. Idę na poszukiwanie pana diabła - odparł Krzysztof - aby wziąć go sobie za pana. A on na to: Jam jest tym, którego szukasz. Ucieszył się Krzysztof, zobowiązał się do stałej służby u niego i uznał go swoim panem. Gdy jednak wędrowali razem, spotkali przy ruchliwej drodze znak krzyża, a diabeł na jego widok uciekł przestraszony, zeszedł z drogi, poprowadził Krzysztofa przez bezludne wertepy i za jakiś czas dopiero wrócił na drogę. Krzysztof widząc to ze zdziwieniem zapytał go, dlaczego w takim pomieszaniu opuścił równy gościniec i tyle nakładając drogi poszedł przez bezludne wertepy. On jednak nie chciał mu tego żadną miarą wyjawić i dopiero gdy Krzysztof rzekł: Jeśli mi tego nie wyjawisz, zaraz odejdę od ciebie - diabeł przymuszony powiedział mu: Pewien człowiek, zwany Chrystusem, był przybity do krzyża, a ja ilekroć zobaczę Jego znak, trwożę się wielce i uciekam. Na to Krzysztof: A zatem ów Chrystus jest większy i potężniejszy od ciebie, skoro tak bardzo obawiasz się Jego znaku? Na darmo tedy trudziłem się i nie znalazłem jeszcze największego pana na świecie. Ale teraz bądź zdrów, bo myślę cię opuścić, a szukać tego Chrystusa.
Po długim szukaniu kogoś takiego, kto by mógł mu powiedzieć o Chrystusie, trafił wreszcie do pewnego pustelnika, który opowiedział mu o Chrystusie i starannie wyuczył go prawd wiary. Rzekł tedy ów pustelnik do Krzysztofa: Ten król, któremu pragniesz służyć, wymaga służby polegającej na tym, że będziesz musiał często pościć. Ale Krzysztof odparł na to: Niech innej służby żąda ode mnie, bo tego w żaden sposób nie potrafię. Będziesz też musiał - ciągnął dalej pustelnik - wiele się modlić! A Krzysztof na to: Nie wiem, co to jest, i takiej służby nie potrafię pełnić! A czy znasz - zapytał pustelnik - taką rzekę, przez którą przeprawa jest niebezpieczna i w której wielu podróżnych ginie? Znam - odrzekł Krzysztof. A on na to: Skoro jesteś taki wielki i mocny, to jeśli osiedlisz się nad tą rzeką i będziesz wszystkich przeprawiał, będzie to na pewno miłe królowi Chrystusowi, któremu chcesz służyć, i ufam, że tam ci się objawi. No tak - rzekł Krzysztof - taką służbę mogę pełnić i przyrzekam, że w ten sposób będę Mu służył.
Udał się zatem nad ową rzekę, zbudował tam sobie mieszkanie i mając w rękach zamiast laski długą żerdź, którą podpierał się w wodzie, niestrudzenie przeprawiał wszystkich podróżnych. Minęło już wiele dni, gdy raz spoczywając w swym domku usłyszał głos jakiegoś dziecka, które wołało tymi słowy: Krzysztofie, wyjdź na dwór i przepraw mnie! Krzysztof wybiegł co prędzej, ale nie zobaczył nikogo, a przecież, gdy powrócił do swego domku, znowu usłyszał głos kogoś, kto go wołał. Po raz drugi tedy wyszedł na zewnątrz, ale nie znalazł nikogo. Za trzecim wreszcie razem wyszedł na wołanie i spotkał nad brzegiem rzeki nie znanego sobie chłopca, który go usilnie prosił, by go przeprawił. Krzysztof tedy posadził sobie dziecko na ramionach, wziął laskę i wszedł w rzekę. Lecz oto woda w niej zaczęła powoli wzbierać, a chłopiec ciężył mu tak, jakby był z ołowiu, i im bardziej posuwał się naprzód, tym bardziej fala się wzdymała, a chłopiec coraz bardziej przygniatał jego ramiona nieznośnym ciężarem, tak że znalazł się w nader trudnym położeniu i poważnie lękał się o siebie. Gdy na koniec z biedą pokonał trudności i przebrnął rzekę, postawił chłopca na brzegu i rzekł doń: O wielkie niebezpieczeństwo przyprawiłeś mnie, chłopcze, i tak mi ciążyłeś, że gdybym miał cały świat na sobie, nie czułbym chyba większego ciężaru. A na to chłopiec odparł: Nie dziw się, Krzysztofie, bo miałeś na sobie nie tylko cały świat, lecz niosłeś na swych ramionach także tego, który stworzył ten świat. Ja bowiem jestem królem twoim, Chrystusem, któremu tutaj służysz. Abyś wiedział, że prawdą jest to, co mówię, wbij, gdy wrócisz, laskę twą w ziemię koło twego domku, a rano zobaczysz, że ona zakwitnie i obrodzi. To mówiąc zniknął z jego oczu. Krzysztof zaś powróciwszy wbił laskę w ziemię, a gdy rano wstał, ujrzał, że wydała liście i owoce jak palma.
Następnie przybył do miasta Samos w Licji, a ponieważ nie znał tamtejszego języka, prosił Pana, aby dał mu pojąć tę mowę. Gdy tak stał modląc się, sędziowie uważali go za szalonego i zostawili go w spokoju. On zaś uzyskawszy to, o co prosił, zakrył twarz, przybył na miejsce kaźni i umacniał na duchu chrześcijan, których męczono. Wtedy jeden z sędziów dał mu policzek, ale Krzysztof odsłonił twarz i rzekł: Gdybym nie był chrześcijaninem, zaraz odpłaciłbym ci za moją krzywdę. Wówczas Krzysztof wbił swą laskę w ziemię i prosił Pana, aby wypuściła liście, dla nawrócenia tego ludu. Tak też zaraz się stało i osiem tysięcy ludzi uwierzyło.
Król zaś posłał dwustu rycerzy z poleceniem sprowadzenia go do siebie, ale oni zastawszy go na modlitwie bali się oznajmić mu o tym. Posłał tedy drugich dwustu, a ci widząc go modlącego się, od razu z nim razem zaczęli się modlić. Wreszcie Krzysztof wstał i rzekł do nich: Kogo szukacie? A oni spojrzawszy w jego twarz rzekli: Król nas posłał, abyśmy cię związali i przyprowadzili przed niego. Krzysztof odrzekł: Jeżeli sam nie zechcę, to ani wolnego, ani związanego nie potraficie mnie zaprowadzić! Jeśli chcesz zatem - rzekli mu - to idź wolno, gdzie chcesz, a my powiemy królowi, żeśmy cię nie znaleźli. Nie - odparł - pójdę z wami. Po drodze nawrócił ich na wiarę chrześcijańską, kazał sobie ręce związać na plecach i tak postawić się przed królem. Król zobaczywszy go przeraził się i w jednej chwili spadł ze swego tronu. Dopiero gdy go słudzy podnieśli, zapytał św. Krzysztofa o jego imię i kraj, skąd pochodzi. Ten zaś odparł: Przed chrztem nazywałem się Reprobus, teraz zaś noszę imię Krzysztofa. Król na to: Głupio sobie wybrałeś imię na wzór imienia ukrzyżowanego Chrystusa, który ani sobie nie pomógł, ani tobie pomóc nie potrafi. Ale teraz, ty łotrze chananejski, dlaczego nie składasz ofiar bogom naszym? A Krzysztof odparł; Słusznie zwiesz się Dagnus, bo jesteś śmiercią świata i sprzymierzeńcem diabła, a twoi bogowie są dziełem rąk ludzkich. Król na to: Chowałeś się między dzikimi zwierzętami i potrafisz mówić tylko na sposób zwierzęcy i niezrozumiały dla ludzi. Teraz jednak, jeśli złożysz ofiary, otrzymasz ode mnie wielkie godności, a jeśli nie, to zginiesz na mękach. Skoro jednak św. Krzysztof nie chciał złożyć ofiar, kazał go król wtrącić do więzienia, a tych rycerzy, którzy byli po niego posłani, pościnać za to, że przyjęli chrześcijaństwo.
Następnie polecił razem z Krzysztofem zamknąć w więzieniu dwie piękne dziewczyny, z których jedna nosiła imię Nicea, a druga Akwilina, i obiecał im wielkie wynagrodzenie, jeśli skuszą go do grzechu ze sobą. Na ich widok Krzysztof natychmiast zaczął się modlić. Gdy jednak dziewczęta przeszkadzały mu klaszcząc w ręce i obejmując go, wstał i rzekł do nich: Kogo szukacie i po co was tu wpuszczono? A one przerażone jasnością bijącą z jego twarzy rzekły: Zmiłuj się nad nami, mężu święty, abyśmy mogły uwierzyć w Boga, którego ty głosisz. Na wieść o tym król kazał je przyprowadzić przed siebie i powiedział: Więc i wy dałyście sobie przewrócić w głowie? Przysięgam na bogów, że jeśli nie złożycie ofiar, marnie zginiecie! Ale one odparły: Jeśli chcesz, abyśmy złożyły ofiary, każ przyozdobić ulice i wszystkim zgromadzić się wokół świątyni. Tak też się stało. A one wszedłszy do świątyni zdjęły każda swój pasek, założyły je na szyje bożków, ściągnęły ich na ziemię i rozbiły w proch, po czym rzekły do zgromadzonych wokoło: Idźcie i wołajcie lekarzy, aby zajęli się waszymi bogami! Wówczas na rozkaz króla Akwilinę powieszono za ręce, a do nóg przywiązano jej wielki kamień, tak że całe ciało uległo rozerwaniu. Tak ona odeszła do Pana, siostrę zaś jej, Niceę, wrzucono do ognia, a gdy wyszła zeń nietknięta, ścięto jej głowę.
Następnie postawiono Krzysztofa przed królem, który kazał go siec żelaznymi rózgami i włożyć mu na głowę rozpalony szyszak żelazny, a na koniec sprowadził żelazne krzesło, polecił przywiązać doń Krzysztofa, a pod spodem rozpalić ogień ze smoły. Krzesło jednak rozleciało się, jakby było z wosku, a Krzysztof zeszedł zeń nietknięty. Wreszcie kazał go król przywiązać do pala, a czterystu żołnierzom strzelać doń z łuku. Tymczasem wszystkie ich strzały zatrzymywały się w powietrzu, a żadna nie zdołała dosięgnąć Krzysztofa. Król jednak sądząc, że żołnierze zabili go już strzałami, zaczął mu urągać, lecz wówczas jedna ze strzał zawisłych w powietrzu zawróciła i wbiła się w oko króla oślepiając go od razu. Ale Krzysztof rzekł doń: Jutro ja zakończę życie, a ty, okrutniku, zrób błoto z krwi mojej, pomaż nim swe oko, a odzyskasz zdrowie. Wówczas na rozkaz króla poprowadzono go na stracenie i skoro się pomodlił, ścięto mu głowę, a król wziął odrobinę jego krwi i przyłożył do swego oka ze słowami: W imię Boga i św. Krzysztofa - po czym od razu został uzdrowiony. Wówczas uwierzył i wydał dekret, aby każdy, kto by bluźnił Bogu lub św. Krzysztofowi, od razu karany był na gardle...
/tłum. J. Pleziowa/
Wstęp prof. Mariana Plezi do legendy o św. Krzysztofie
Jakub de Voragine przedstawia nam legendę o św. Krzysztofie w tej postaci, jaka następnie spopularyzowała się powszechnie i dziś jeszcze jest dość ogólnie znana. Wiemy o tym, że święty ten jest patronem pracowników transportu, gdyż to on przenosił Dzieciątko Jezus przez rzekę. Zanim jednak legenda o nim przybrała tę postać, która dziś jest nam tak znajoma, upłynęło sporo czasu, a rozwój jej był bardzo urozmaicony.
W legendach greckich (BHG nr 309-34) był św. Krzysztof barbarzyńcą, który zaciągnął się do wojska rzymskiego i tam zapoznał się z wiarą chrześcijańską. Miał nawet pochodzić z bajecznego plemienia ludzi z psią głową (kynokefalów). Pewne zaś rysy wypadło mu dzielić z Heraklesem z mitologii greckiej, z tym strasznym w walce, ale dobrodusznym na ogół osiłkiem. Na Zachodzie, gdzie legenda o św. Krzysztofie jest bardzo rozpowszechniona (BHL nr 1764-80), pojawia się on jako rycerz, który kolejno zmieniał swoich panów lennych szukając »najpotężniejszego pana na świecie«. Legenda ta, przy całej swej pozornej naiwności, wyraża jednak symbolicznie bardzo głęboką i prawdziwą myśl, że człowiek szukający bezkompromisowo prawdziwej wielkości musi na koniec zetknąć się z Bogiem.
Najmłodsza wreszcie jest legenda o przenoszeniu Dzieciątka Jezus przez rzekę. Zapisana w zabytku literackim pojawia się ona po raz pierwszy właśnie u Jakuba de Voragine, który nie wymyślił jej zapewne sam, tylko przejął skądś, ale niewątpliwie przyczynił się w znacznej mierze do rozgłosu, jakim się później cieszyła. Rozwinęła się ona najprawdopodobniej jako próba objaśnienia imienia świętego (Christopho-ros znaczy po grecku »noszący Chrystusa«). Ciekawe, że motyw ten, początkowo nie znany sobie, przejęła następnie hagiografia grecka od łacińskiej.
W rezultacie tych wszystkich przemian legenda o św. Krzysztofie, tak jak ją czytamy u Jakuba de Voragine, składa się z dwu części: druga z nich jest starą legendą grecką o męczenniku z Licji, powtórzoną w sposób nader zbliżony do ujęcia Jana z Mailly (Dondaine, s. 267-270) - i ta jest schematyczna i mniej ciekawa. Pierwsza natomiast, opowiadająca o tym, jak szukał »najpotężniejszego pana«, a potem przenosił Dzieciątko Jezus przez rzekę, należy niewątpliwie do najciekawszych legend chrześcijańskich. Obie części wiąże ze sobą ciekawie zarysowana postać bohatera jako dobrodusznego osiłka, którego nikt nie potrafi silą zmusić do posłuchu, ale który też nie umiał długo się modlić ani pościć i tylko siłą swych ramion mógł służyć Chrystusowi. Niewątpliwie taki święty był zrozumiały i sympatyczny dla wielu ludzi w bardzo pod niejednym względem prymitywnych wiekach średnich. Dzieje tej legendy kreśli H. Delehaye, Cinq lecons sur la methode hagiographique, Bruxelles 1934, 142-146.
Żródło: http://www.kbroszko.dominikanie.pl/wstep_k.htm
BHL - Bibliotheca Hagiographica Latina - to katalog łacińskich materiałów hagiograficznych, w tym starożytnych dzieł literackich dotyczących życia świętych, tłumaczeń ich relikwii i cudów, ułożonych alfabetycznie przez świętego. Lista zawiera manuskrypty, incipity i wydania drukowane. Pierwsze wydanie (1898-1901) i suplement (1911) zostały zredagowane przez Bollandists, w tym jezuickiego uczonego Hippolyte'a Delehaye. [1] Najnowszy suplement powstał w wyniku pracy jednego redaktora Henryka Frosa.
Zródło: https://en.m.wikipedia.org/wiki/Bibliotheca_Hagiographica_Latina
Męka Św. Krzysztofa (BHL* 1764)
Męka błogosławionego męczennika świętego Krzysztofa i jego towarzyszy, którzy doznali cierpień w mieście Antiochii za panowania cesarza Decjusza 10 lipca [250 roku].
- W owym czasie dużo było szaleńców i wielka ilość bałwochwalców. Gdy więc szaleństwo to wzmagało się przeciwko wierze chrześcijańskiej, został wydany edykt przez ówczesnego cesarza, aby wszyscy czciciele Boga zasmakowali nieczystego pokarmu bałwochwalstwa, a ci, którzy się temu sprzeciwią mieli być doprowadzeni przed sąd i poddani różnym karom. Gdy zarządcy otrzymali ten edykt świętokradczego cesarza, niszczyli oni kościół Boży. Przedstawiam tę historię, aby wszyscy chrześcijanie poznali, że Pan nasz nie tylko pomaga chrześcijanom, lecz także nagradza tych z różnych narodów, którzy dopiero niedawno nawrócili się do Niego, i osądza, że dostatecznie Go poznali. Był pewien człowiek, który, ponieważ był cudzoziemcem z kraju ludożerców, miał przerażający wygląd, jakby głowę psa. Został on pojmany na wojnie przez ówczesnych władców i doprowadzony do króla. Król posłał go do oddziału Marmarytów, którzy stali u jego boku. A gdy ten haniebny edykt został ogłoszony przez zarządcę, ten wielce błogosławiony mąż nie potrafił wysłowić się w naszym języku.
- Jednakże, bardzo zatrwożyło się jego serce. Wyszedł przed bramy pałacu, rzucił się twarzą ku ziemi i modlił się do Pana, aby Ten dał mu przez cnotę Chrystusa zdolność do mówienia w naszym języku. Nadto, Bóg, który miłuje rodzaj ludzki, nie zwlekał, lecz natychmiast pojawił się u jego boku pod postacią lśniącej osoby, i przemówił: „Powstań.” Chwycił go za rękę i podniósł go. Otworzywszy usta, tchnął w niego i dał mu ducha rozumienia, a ten zaczął mówić, cokolwiek chciał. A Pan rzekł do niego: „Bądź spokojny i działaj odważnie, gdyż wielu uwierzy we mnie przez ciebie. Tak więc walcz dobrze; bo ja jestem z tobą, abyś nie obawiał się o to, co masz mówić do króla.” A gdy otrzymał tę łaskę od Boga, nieugięte stało się jego serce, i ujrzał wielu z tych, których torturowano, i przemówił tymi słowami: „Wy, słudzy niecnego i zmiennego kultu, poddajecie swoje dusze szatanowi, i skorzy jesteście do zgładzenia wraz z wami samymi tych, którzy boją się Boga.” I dodał: „Ja jestem chrześcijaninem, i nie będę składać ofiar waszym przeklętym demonom.” A gdy to mówił, trzymał swą pelerynę przed twarzą. Lecz jeden z bezczelnych sług, słysząc, jak bluźni przeciwko bogom, zaczął uderzać go w twarz. Gdy uderzył go po raz trzeci, ten zrzucił odzienie i powiedział do tego, który go uderzał: „Jestem własnością Chrystusa, nade mną panuje Zbawiciel, i nie jestem w stanie nic tobie zrobić. Jednak jeżeli mnie rozdrażnisz, nie pozostaniesz w mojej obecności ty ani twój zdeprawowany król.”
- Wtedy, widząc jego twarz, która była niezmienna a straszliwa, cofnął się i uciekł do króla, mówiąc: „Jest pewien mężczyzna o straszliwym wyglądzie, który góruje nad większością mężczyzn, i który wystąpił wobec wszystkich ludzi, gdy został ogłoszony edykt przez zarządcę. W istocie, któż mógłby objaśnić pojawienie się tego widziadła, być może jedynie tak, że Bóg chrześcijan wysłuchał ich modlitw i posłał go, aby im pomógł? Jeżeli się nie pospieszysz i go nie zgładzisz, on zwróci wszystkich przeciwko ofiarom dla bogów.” Król powiedział mu: „Masz demona, i on ukazał ci się w ten sposób. Co widziałeś? Mów.” On odparł: „Powiem mojemu panu, co widziałem. Jego głowa była przerażająca, jak głowa psa. Jego włosy bardzo długie, lśniące jak złoto. Jego oczy jak poranna gwiazda, a zęby jak kły dzika. Nie wystarczy słów, aby opisać jego wielkość. Ponadto, wypowiedział on najbardziej haniebne rzeczy przeciw tobie i bogom. Gdy więc to usłyszałem, zacząłem go bić. Lecz on powiedział do mnie: „Jestem własnością Chrystusa, a gdyby tak nie było, zabiłbym ciebie i twojego króla.” Dlatego donoszę tobie o tym, mój panie i królu, abyś wiedział, że to, co mówię o tym człowieku jest prawdą.” Król Decjusz zapytał: „Czy to jeden z naszych? Dlaczego on mówi takie rzeczy?” Tamten odparł: „Nie wiem, mój panie.” Wtedy Decjusz wydał swoim żołnierzom rozkazy, mówiąc: „Idźcie go pochwycić. Jeżeli nie zgodzi się przyjść z wami, rozedrzyjcie go na strzępy; tylko przynieście mi jego głowę, żebym mógł zobaczyć, jak on wyglądał, czy to był on, czy ktoś inny.”
- Gdy oni omawiali te rzeczy, Reprobus** wszedł do domu Boga, postawił swą laskę przed ołtarzem naprzeciwko okna, i upadłszy na twarz tak się modlił: „Panie, mój Boże, spraw, aby ta laska na nowo wypuściła liście, jeżeli naprawdę wezwałeś mnie, abym rozważał Twoje słowa.” I natychmiast laska wydała liście, a jego wiara dodała Reprobusowi otuchy. Wtedy, przygotowując swój umysł, modlił się, mówiąc: „Dziękuję Ci, Panie, mój Boże, że uznałeś mnie, pokornego grzesznika, za godnego udziału w Twojej łasce.”
- Gdy się modlił, pewna kobieta, jak miała w zwyczaju, weszła, aby nazbierać róż, a widząc go siedzącego i łkającego wycofała się. Wyszła i tak rzekła do swoich bliźnich: „Jest tu mąż Boży. Lecz szykowane już są na niego tortury, wiem to.” Gdy to mówiła, przybyli żołnierze, szukając Reprobusa. A gdy usłyszeli słowa kobiety, zapytali: „Gdzie jest ten mężczyzna? Pokaż nam.” A ona pokazała im, gdzie on siedział. Żołnierze weszli i zapytali go: „Kim jesteś i dlaczego płaczesz?” On odparł: „Ja bardziej niż ktokolwiek inny powinienem gorzko płakać, albowiem gdy nic nie wiedziałem o Bogu, ani razu mnie nie oskarżono, lecz teraz, gdy poznałem Boga, cierpię z powodu tyrana.” Żołnierze powiedzieli mu: „Posłano nas do ciebie, aby przyprowadzić cię związanego do naszego króla." Na to atleta Chrystusa odrzekł: „Wy nie macie władzy mnie związać i zabrać, jeżeli nie pójdę z własnej woli. Albowiem mój Chrystus tu jest, i może wyzwolić mnie z kajdan i ocalić mnie od waszego ojca, szatana.” Gdy oni to usłyszeli, byli zbyt poruszeni, aby dalej do niego mówić. Bóg prawdziwie wsławił swojego sługę.
- Żołnierze rzekli do niego: „Jeżeli nie chcesz pójść z nami, odpocznij, a my pójdziemy i powiemy królowi: „Nie znaleźliśmy go”, a ty odejdziesz i pójdziesz, gdziekolwiek zechcesz.” Lecz błogosławiony Reprobus odpowiedział: „Nie tak; lecz ja faktycznie pójdę, i objawię przed wami moc Boga. Tylko poczekajcie na mnie nieco.” Oni mu powiedzieli: „Płacą nam odpowiednio do ilości czasu, jaki spędzamy na szukanie cię. Jeśli nie chcesz pójść teraz z nami, zostań.” A on im powiedział: „Wysłuchajcie moich słów, a dobrze będziecie jeść.” Żołnierze skupili na nim uwagę i odparli: „Czego ty chcesz? Powiedz nam.” A on odpowiedział: „Odłóżcie na bok troski, które czynią was niewolnikami, a ja będę się za was modlić do mojego Pana, i ujrzycie moc mojego Boga.” Powtórnie do nich przemówił: „Bóg, w którego wierzę, żyje, a ja dam wam jego chleba w obfitości.” Oni odpowiedzieli: „Wierzymy ci, bo ty jesteś sługą wielkiego Boga.” Wtedy święty mąż modlił się, mówiąc: „Panie Jezu Chryste, który pobłogosławiłeś pięć bochenków i nakarmiłeś wielki tłum, mój Boże, usłysz mnie, Twojego sługę, ulituj się nade mną, aby wszyscy tu stojący mogli zostać Twoimi sługami dzięki tej modlitwie, i wysławiać prawdziwego Boga.”
- Pan usłyszał modlitwę swojego sługi, a posławszy anioła, pobłogosławił bochenki, które rozmnożyły się tak, że wszyscy byli nasyceni i napełnili swe sakwy. Chwalili Boga i mówili: „Bóg chrześcijan jest prawdziwie wielki, i wysłuchał tych, którzy pokładają w nim nadzieję. My wierzymy w Niego przez ciebie, który sprawiłeś te cuda, gdyż On może nas ocalić.” Błogosławiony Reprobus zaczął recytować psalmy, mówiąc: „Błogosławcie teraz Pana, wszyscy słudzy Pana.” Nadto, żołnierze przyłączyli się w odpowiedzi, a gdy psalm dobiegł końca, uklękli i uwielbili Boga. Gdy powstali, wezwali kapłana tego świętego miejsca, o imieniu Piotr. On przybył i ochrzcił żołnierzy, i ochrzcił również błogosławionego Reprobusa, i nazwał go Krzysztof, to znaczy: „noszący Chrystusa”.
- Gdy zostali ochrzczeni, uradowali się w Panu, a Krzysztof zaczął ich zachęcać, mówiąc: „Moi umiłowani bracia, Ten, którego wyznaliście albo do służby któremu zostaliście wezwani, jest Bogiem, i wezwał was do swego królestwa. Cóż więc uczynimy?” Powiedzieli mu jednym głosem: „Bóg oświecił nas przez ciebie. Tak więc teraz jesteś jednym z nas, i niech się dzieje to, co ty chcesz.” On powiedział do nich: „Pójdźmy tedy do króla, abyśmy mogli otrzymać lepszą koronę.” Wszyscy poszli z entuzjazmem, gdyż Bóg był z nimi. Błogosławiony Krzysztof zwrócił się do nich po raz drugi: ”Bracia, zważcie, abyście czynili bez wahania wszystko, co będzie wam nakazane, gdy przyprowadzicie mnie do króla. Ja zaś będę się za was modlił, a tak, jak będziecie mnie widzieć cierpiącego, również i wy cierpieć będziecie.” Gdy to mówił, szli z pośpiechem do miasta. A błogosławiony Krzysztof powiedział im: „Bracia, zwiążcie mnie na wypadek, gdyby ktokolwiek zobaczył mnie niezwiązanego i mógłby was oskarżyć, a wy okazalibyście się winnymi z mego powodu”. Dlatego wyjęli łańcuch, który był już przygotowany. On wyciągnął ręce za plecy, a oni go związali, jak barana wybranego z wielkiego stada, szykowanego na ofiarę dla Boga.
- Gdy król ujrzał twarz Krzysztofa, spadł ze swego tronu. Najdzielniejszy atleta Chrystusa powiedział do niego: „O najbardziej nieszczęsny i zepsuty królu! Jeżeli tak się boisz mnie, sługi Boga, jak zdasz sprawę przed Bogiem? Albowiem jest w mocy Boga ukarać cię, i On zażąda z twoich rąk życia tych, których zgładziłeś.” Król Decjusz zapytał: „Jaka jest twoja religia lub narodowość, albo jak cię zwą?” Błogosławiony odpowiedział: „Jeżeli chcesz znać moją religię, jestem chrześcijaninem. Moja twarz zdradza moją narodowość. Moje imię, jakim wołali mnie rodzice, to Reprobus; lecz gdy doznałem oświecenia, nazwano mnie Krzysztof.” Król Decjusz rzekł: „To imię, które sobie przybrałeś od tego, którego zwą Chrystusem, jest bezużyteczne, bo nie przyniesie ci ono żadnej korzyści. A teraz złóż ofiarę bogom i przez bogów, abyś mógł otrzymać ode mnie zaszczyty i nagrody.” Lecz błogosławiony mąż odparł królowi: „Ja nie pragnę twoich bogactw ani nie podziwiam twojego życia; lecz wiedz, że pokładam wiarę w mojego króla, Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Czyń więc, co chcesz, gdyż ja nie będę składać ofiar demonom, które są głuche, tak jak i ty jesteś głuchy.”
- Decjusz powiedział: „Nie wiesz, z czym się mierzysz, jeśli mówisz takie rzeczy. Szykujesz dla siebie samego bolesne męki.” Krzysztof odparł: „Czyż nie wiesz, o królu, że gdy będziesz mnie torturował, rozgniewasz Boga i oddasz cześć demonom?” Wtedy rozwścieczony król rozkazał, aby go powiesić i poszarpać hakami. Minęło wiele godzin, a święty męczennik nie odezwał się w odpowiedzi, lecz tylko modlił się i rozmawiał z Bogiem. Ponownie król rozkazał torturować go brutalnie. A gdy zostały obnażone żebra Krzysztofa, słudzy króla rzekli do niego: „Ulituj się nad sobą i nad nami i złóż ofiarę. Jaka to szkoda dla ciebie powiedzieć „Składam ofiarę” i żyć?” Błogosławiony mąż odparł: „Gdybyście widzieli waszą wieczną karę, nie torturowalibyście sług Boga.”
- Wówczas zarządca powiedział: „Są w tym mieście dwie kobiety, prostytutki. Nakaż, aby je tu przyprowadzono, odziane w najkosztowniejsze ubrania, z różnymi perfumami, i zamknijmy go z nimi w małym pomieszczeniu, aby mogły go uwieść i przekonać do naszych żądz.” Ta mowa spodobała się królowi. A kiedy to zrobiono, kobiety chciały odnieść zwycięstwo, i tak, jak je nauczono wzbudzać rozkosze, przemówiły łagodnym głosem, zaklaskały w dłonie i osaczyły go. Błogosławiony Krzysztof był zajęty modlitwą. A gdy skończył się modlić, powstał z miejsca, gdzie się modlił, i powiedział do kobiet: „Czego chcecie?” One odpowiedziały: „Twoja twarz nas przeraża”, i nie odważyły się mówić do niego.
- Powtórnie je zapytał: „Dlaczego tu przyszłyście?” Lecz one powiedziały do siebie: „Ciężko zgrzeszyłyśmy, ponieważ spadły na nas ciężkie czasy. Jeśli on będzie dalej nam się odgrażał, zginiemy. Co teraz zrobimy? Bogowie nam nie pomagają.”
- Następnie powiedziały do świętego Krzysztofa: „My wierzymy w Boga, którego ty wyznajesz, gdyby tylko On nie pamiętał nam naszych grzechów.” On im powiedział: „Jakie są wasze grzechy? Czy jesteście świadome winy za morderstwo lub inne niegodziwe czyny? Mówcie, abym mógł modlić się za wami do Pana.” Odpowiedziały: „Wcale nie, panie. Nie takie są nasze grzechy, ale wiemy, że byłyśmy prostytutkami i tak postępowałyśmy. Do tej pory byłyśmy nierządnicami i pogankami. Tym bardziej teraz wybawiamy od śmierci tych, których możemy, i wykupujemy sprzedanych jako niewolników.” Gdy to mówiły, wszedł strażnik i powiedział do nich: „Wstawajcie. Już wasza kolej. Król was wzywa. Lecz błagam cię, święty mężu Boży, nie zapomnij mnie w twojej świętej udręce.” Święty Krzysztof został wtedy przyprowadzony do króla. Następnie król rozkazał przyprowadzić do siebie te dwie kobiety i powiedział im: „A cóż to? Czyście przekonały tego mężczyznę do złożenia ofiary bogom?” One odparły: „Nie zgadzamy się już z wielkim królem, i nie ma ratunku w żadnym bogu poza Tym, który, jak oznajmia to sługa Boży, jest jedynym Bogiem, który stworzył niebo i ziemię. Lecz twoi bogowie przynoszą upadek, i nigdy nie potrafili uczynić dla ludzi nic, jak tylko doprowadzić ich do potępienia.” Król Decjusz powiedział: „Czy was także uwiodła jego magia, i pokładacie w nim ufność?”
- Jedna z nich, zwana Galeniceą, odparła: ”Nie uwiodła nas jego magia, lecz dobrowolnie pokładamy wiarę w Bogu, i ochoczo za niego umrzemy.” Decjusz rzekł: „Wezwij mi stolarza.” Jego doradca odrzekł: „Jest tu obecny, Panie.” Decjusz powiedział: „Zrób dla mnie drewniany kwadrat długości łokcia i przetnij go w połowie. Gdy go zrobisz, przynieś go do mnie, abym mógł boleśnie położyć kres jej życiu.” Gdy stolarz ukończył kwadrat, uszykowano go przed obliczem króla. Rozkazał on, aby przełożyć przez niego jej piersi, powiesić ją za włosy i uwiesić dwa kamienie młyńskie u jej stóp. Jej żebra rozerwały się pod ciężarem, a ciało i skóra na jej szyi rozdzieliły się, tak, że nie wydawała się już być człowiekiem. Gdy błogosławiony Krzysztof patrzył na to, modlił się, mówiąc: „Boże mój, pamiętaj Twoją służebnicę, albowiem ona jest Twoją niewolnicą.” I rzekł do niej: „Twoja podróż została ukończona, twoja modlitwa przyjęta. Idź do Pana, i pamiętaj mnie.” Gdy to jej powiedział, błogosławiona Galenicea osiągnęła szczęśliwy kres.
- Gdy ona umarła, król rozkazał, aby przyprowadzono do niego służebnicę Bożą Akwilinę. Powiedział on do niej: „Akwilino, ulituj się nad sobą i złóż ofiarę bogom i przez bogów, a nie będę szczędził złota, lecz wzniosę ci posągi po wszystkich miastach i wspaniale cię uhonoruję, tak, żebyś poznała, jak dobrą rzeczą jest czcić bogów.” Akwilina zapytała: „A jakim bogom każesz mi składać ofiarę?” Decjusz odpowiedział: „Złóż ofiarę Herkulesowi, Jowiszowi i Apollowi." Akwilina powiedziała: „Winnam ufać twoim nakazom i złożyć ofiary bogom.” Decjusz odpowiedział: „Postępujesz jak rozsądna kobieta.” Rozkazał, aby rozwinięto wielkie maty płócienne, na których miała kroczyć od pałacu aż do świątyni i aby pokropiono przed nią różne perfumy i aby heroldzi obwieszczali przed nią tymi słowy: „Akwilina, ulubienica bogów, składa ofiary bogom. Gromadźcie się wszyscy.” Ona wkroczyła do świątyni bożków i powiedziała do ludzi tam stojących: „Patrzcie na mnie i na ofiarę, jaką składam.” Wspięła się na miejsce, gdzie stały posągi i powiedziała do posągu Jowisza: „Czy jesteś bogiem?” On jej nie odpowiedział. Powiedziała ponownie: „Przemów do mnie, jeżeli prawdziwie jesteś bogiem. Przyszłam jako twoja służebnica. Co chcesz, abym uczyniła?” W odpowiedzi nie padło ani słowo. Służebnica Boża powiedziała: „Biada mi grzesznicy! Oni są zagniewani, bo ich obraziłam.”
- Lecz kapłani powiedzieli: „Okaż skruchę, a wielki bóg Jowisz zlituje się nad tobą.” On śmiejąc się, odparła: „Poproszę ich, żeby się nie litowali nad moim grzechem.” A mówiąc to, wzięła swój pasek i obwiązała chustę dookoła posągu Jowisza, i ciągnąc go w swoim kierunku zrzuciła posąg na ziemię. Natychmiast roztrzaskał się on na kawałki tak drobne, jak piasek. Następnie podbiegła do Apolla i powiedziała: „Ci bogowie nie czuwają, lecz śpią, więc nie słyszą ich osobistych sług.” W podobny sposób przywiązała pasek do tego posągu i zrzuciła go. Rozbił się na trzy kawałki. Wskutek tego wszyscy, którzy to obserwowali wykrzyknęli: „Zuchwałość kobiety, która nie boi się takich posągów!” A ona powiedziała do Herkulesa: „Zrób coś, jeśli jesteś bogiem, abym cię nie zniszczyła.” I podskoczyła, chwyciła bożka w ręce i zrzuciła go. Powiedziała do ludzi stojących z boku: „Wezwijcie lekarzy, niech uleczą waszych bogów.” I znowu przemówiła: „Na nieszczęście dla rodzaju ludzkiego, który lęka się demonów.” Co więcej, błogosławieni żołnierze wielce się uradowali. Lecz diabeł, widząc, jak jest wykpiwany, rozgniewał się na swoich kapłanów, i powiedział: „Dlaczego mi to zrobiliście? Dlaczego przyprowadziliście mi tę intrygantkę? Wstańcie, pochwyćcie ją i zabierzcie ją do króla, aby ją zgładził.”
- Wówczas kapłani, powstawszy, chwycili ją i przyprowadzili do króla, mówiąc: „Dlaczego przysłałeś do nas tę obłąkaną kobietę? Ona rozbiła wielkich bogów, a gdybyśmy jej nie złapali, nie pozwoliłaby się ostać żadnemu.” Na to król jej powiedział: „Podła kobieto, czyż nie zgodziłaś się ze mną, że złożysz ofiarę bogom?” A ona mu odpowiedziała: „O królu, złożyłam taką ofiarę, jaką powinnam. Nadto pozwól mi, jeśli zechcesz, złożyć ofiarę pozostałym.”
- Wtedy król bardzo się rozgniewał i rozkazał, aby przynieść szydło i przekłuć jej piętę tak, aby przebiło ją ono aż do ramienia. Nakazał, aby ją tak powiesić i przymocować dwa kamienie milowe do jej stóp, a jeden do szyi. Widząc to, służebnica Boga powiedziała do świętego Krzysztofa: „Błagam cię, sługo Boży, módl się za mną, gdy będę walczyć.” Wtedy błogosławiony Krzysztof zawołał: „O Panie, mój Boże, nie dozwól, aby ta oddana Tobie była torturowana przez długi czas, lecz przyjmij jej ducha, gdyż jest Twoją służebnicą.” Gdy się modlił, uniżona służebnica Boża skonała. A gdy ta błogosławiona kobieta zmarła, tyran zarządził, aby ciała owych dwóch błogosławionych kobiet męczennic zachowano do spalenia. Zmarły one 24 dnia czerwca.
- Wówczas król rozkazał, aby wprowadzić błogosławionego Krzysztofa, i powiedział do niego: „Ty najbardziej paskudnie nazwany, brzydki człowieku, który zostałeś oddzielony od bogów, powinieneś był raczej zginąć aniżeli zniszczyć ozdoby tego miasta swoją magiczną sztuką.” Krzysztof odpowiedział: „To nie ja byłem autorem tego dzieła, lecz Chrystus, który wybrał swoje własne złoto i łaskawie uczynił mnie godnym służyć mu w Jego pałacu. Ty, królu, działaj i bądź pocieszony, gdyż możesz zobaczyć, jak się spotkasz z rzeszami, które wierzą w Boga. Albowiem wielu powinno uwierzyć przeze mnie.”
- A patrząc w kierunku żołnierzy, powiedział: „Chodźcie, połączmy się razem, aby zasłużyć na największą koronę.” Następnie, tak, jakby wracali z podróży do innego kraju, natychmiast zrzucili swą broń i ubranie przed królem, i upadli u stóp świętego Krzysztofa. Wychwalali go, mówiąc: „Witaj, sługo Boga na wysokości. Twoje wołanie stało się dla nas lampą.” I rzekli do króla: „Jesteśmy chrześcijanami, i nie składamy już ofiar demonom.” Decjusz powiedział: „Na nieszczęście dla mnie, staliście się moimi ciemięzcami.” Błogosławiony Krzysztof powiedział: „Nie trwóż się. Twój następca nie powstał z piekła, albowiem my jesteśmy chrześcijanami.”
- Wówczas król nakazał słudze Bożemu, aby się cofnął, i przemówił do nich na osobności: „Moi synowie, jaką wyrządziłem wam krzywdę, że mnie opuszczacie? Może waszym koniom czegoś brakuje, albo ubrania lub racje wam nie wystarczają? Chodźcież, wybaczcie mi, a wynagrodzę wam wszelkie zło, które uczyniłem. Proszę was tylko, abyście mnie nie zostawiali, a dam wam liczne nagrody.” Lecz oni jednym głosem odparli królowi: „Sam dosiadaj naszych koni, jedz nasze racje i noś nasze mundury w wielkiej krainie cieni, która cię przyjmie, i tam ciesz się całym twoim inwentarzem. A my od spotkania z najdoskonalszym sługą Bożym otrzymujemy prawdziwy pokarm, wierzymy w Pana Jezusa Chrystusa i gardzimy ogniem i mękami piekielnymi.” Wtedy rozzłoszczony tyran powiedział: „Na wypadek, gdyby inni mieli się do nich przyłączyć, niech szybko zostaną zabici.” Przeto nakazał ściąć im głowy. Jego słudzy natychmiast ich ścięli.
- Następnie Decjusz nakazał wprowadzić świętego Krzysztofa i powiedział do niego: „Nieszczęsny człowieku, jakiż to pożytek masz z tego szaleństwa? Złóż ofiarę i oszczędź sobie mąk, które cię czekają.” Błogosławiony Krzysztof odpowiedział królowi: „Demonie w wielu postaciach, synu szatana, wystarczy tego, abyś był przeklęty. Nie nakłonisz mnie, nawet choćbyś miał wielokrotnie zadawać mi tortury.” Rozdrażniony król rozkazał wykonać ławę z brązu na wysokość człowieka i ustawić ją na środku miasta. Rozkazał przymocować świętego gwoździami do szczytu ławy. A kiedy to zrobiono, rozkazał przynieść mnóstwo drzewa, rozsypać nad drzewem wielką ilość oliwek i rozlać 18 miar oliwy i dużo smoły, i w ten sposób podsycili ogień tymi trzema składnikami.
- Gdy smoła i oliwa rozgrzały się, ognista fala przetoczyła się dookoła krawędzi ogniska, tak, że tłum pogan zginął. Nadto, z woli Bożej zerwał się wiatr i pchnął płomienie ku domom, które były najbliżej i podpalił je. Zawaliło się trzydzieści domów. Kiedy ogień wygasł, nadszedł tłum pogan i chrześcijan, aby zobaczyć śmierć błogosławionego męczennika, ażeby mogli otrzymać błogosławieństwo jego relikwii. A gdy tak wszyscy płakali, błogosławiony Krzysztof powstał i stanął na ławie, mówiąc: „Bracia, posłuchajcie mnie wszyscy. Zobaczyłem siebie w tej godzinie stojącego na środku miasta, i ujrzałem pięknego mężczyznę. Jego twarz świeciła jak słońce, jego strój promieniował jak światło. Nadto, nie potrafię opisać jego korony. Było z nim także kilku żołnierzy. I zobaczyłem innego, ciemnego i zbyt strasznego, aby na niego patrzeć. Włosy na jego głowie były jak misterny łańcuch. Rozpoczęli oni walkę, a ten nikczemny wzrastał w siłę wobec tego szlachetnego, i chlubił się pewnością siebie. Minęło jednak trochę czasu, a wtedy ten drugi zaczął się chlubić i pokonał pierwszego. Zniszczył jego armię i pozbawił go chęci do życia.”
- Gdy ludzie to usłyszeli, wołali, mówiąc: „Jest jeden Bóg, Ten, w którego wierzy święty Krzysztof. On z pewnością nie trudził się na próżno. On zna Tego, do którego się uciekł. I my wierzymy, ufając, że możemy się zbawić przez Ciebie, Panie Boże.” I w tym samym czasie uwierzyło dziesięć tysięcy ludzi, i wykrzyknęli, mówiąc: „Wszechmocny Boże, wierzymy w Ciebie. Zlituj się nad nami, nasz Zbawco, i uczyń nas Twoimi godnymi sługami, Chryste, i nie dawaj nam bogactw z Twoich zdobyczy, lecz daj Twoim sługom, Panie, kąpiel nieśmiertelności i odzienie nieskazitelności, albowiem Twoja jest chwała na wieki wieków. Amen.” A gdy się modlili, oto nadeszło trzech księży i ich ochrzcili, i tak śpiewali psalmy: „Przyjdźcie do Pana i bądźcie oświeceni, i niech nie zawstydzają się wasze twarze.” A gdy wszyscy chwalili Boga, szatana wypełnił smutek; przemieniony w człowieka, udał się do króla i powiedział do niego: „Bogowie uważają cię za niezbyt odpowiedniego, gdyż nie udało ci się wyrządzić krzywdy jednemu z bezbożnych, lecz zamiast tego zostałeś raczej pokonany. Być może zostaniesz nawet zgładzony, jeśli nie uciekniesz. Dziesięć tysięcy jednomyślnie wyraziło wiarę w Chrystusa, i pragną cię zabić. Słyszałem, jak o tym mówią, i pospieszyłem, aby ci powiedzieć.” Gdy król to usłyszał, uciekł.
- Gdy nastał poranek, rozkazał, aby celebrować złożenie ofiar. Heroldzi zawołali: „Zgromadźcie wszystkich na składanie ofiar bogom,” i pobiegli w pośpiechu. Lecz błogosławiony Krzysztof, pochwyciwszy tłum chrześcijan, udał się do miejsca, gdzie wcześniej płonął ogień i zaczął recytować psalmy, mówiąc: „Raj jest otwarty. Poczekajmy jeszcze trochę, aż zostaniemy uwieńczeni koroną.” A dziesięć tysięcy odpowiedziało wspólnie tak, że z powodu ich słodkiego śpiewu dołączył do nich tłum pogan. Ponadto, przeklęty diabeł, zbliżywszy się znów do króla, powiedział do niego: „Zniweczysz mój kult, jeśli się nie pospieszysz.” Wtedy król, płonąc wielkim gniewem, zebrał masę żołnierzy swego wojska, i udał się na miejsce, gdzie byli ci, którzy wierzyli w Boga. Policzył siedmiu z nich i pociął ich całych na kawałki. Nie ściął ich, jak było zwyczajem, lecz rzucił się na nich, jak wilk atakuje stado, gdy nie ma pasterza.
- Gdy to się dokonało, tyran rozkazał zbudować piec i wrzucić do niego ich ciała; a zasiadłszy w pobliżu, rozkazał poddać je całkowicie skremowaniu . Słudzy króla trzymali w rękach dwuzębne żelaza, a łamiąc kości, które nie były w ogniu, wpychali je do płomienia, gdzie się paliły. Niegodziwy król nakazał przynieść worki i zebrać do nich ich prochy tak, aby żaden chrześcijanin ich nie dotknął. A gdy błogosławiony Krzysztof nad tym rozmyślał, modlił się, mówiąc: „Wszechmogący Boże, ukryty Zbawicielu, nawiedź Twoje sługi. Rozważ, Panie, nikczemność naszego wroga, tyrana, który upaja się niszczeniem kości Twoich sług. Ty, Panie, powiedziałeś, że ani jedna z tych kości nie będzie złamana. Dlatego zauważ teraz, Panie, że Twoi słudzy zostali zmiażdżeni, nawet ich kości, z powodu Twojego imienia, Panie, i okaż miłosierdzie, dobry pasterzu.” A gdy święty Krzysztof tak się modlił, Bóg, który miłuje rodzaj ludzki, wysłuchał jego modlitw, i ziemia zatrzęsła się dookoła pieca tak, że tron króla przewrócił się. Wtedy tłum ludzi powiedział do króla: „Ty rzeczywiście wystawiłeś Boga na próbę i zgrzeszyłeś przeciw Jego słudze.” Istotnie, trzęsienie ziemi trwało do wieczora, a wszyscy tam obecni uciekli. Nadto, usłyszawszy o tych rzeczach, archidiakon biskupa Atanazjusza wraz ze swoimi braćmi pochwycił relikwie świętych i zabrał je do górnej Italii. Ponownie nikczemny król nakazał przyprowadzić do siebie Krzysztofa i tak mu powiedział: „Reprobusie, skąd u ciebie pragnienie tej nauki? Dlaczego okazałeś tak wielkie szaleństwo? Teraz więc, gdy ustały tortury, ustąp i złóż ofiarę wielkim bogom. Lecz jeśli nie, na bogów, sprawię, że przyjdzie na ciebie paskudny koniec.” Jednakże męczennik Chrystusa odparł: „Wynalazco wszelkiego bezeceństwa, uczniu diabła, wspólniku wiecznego potępienia, powiedziano ci już, że ja nie układam się z tymi, których ty zwiesz bogami ani nie składam im ofiar. Mocno trzymam się Boga, który mnie stworzył.” Decjusz powiedział: „Niech wniosą wielką skałę, jaką trzydziestu młodzieńców ledwo może przesunąć.” I rozkazał im wykuć dziurę w skale i przeciągnąć przez nią włosy Krzysztofa i tak go ciągnąć przez całą ulicę. Kiedy tłum mężczyzn go ciągnął, skała zgniotła pierś świętego męczennika i wielu chrześcijan zebrało się, aby zabrać jego święte ciało. Lecz ci, którzy je ciągnęli, byli bici przez żandarmów i zmuszani, aby dzielnie ciągnąć je dalej. Wtedy powiedzieli świętemu męczennikowi: „Ulituj się nad sobą i nad nami, gdyż jesteśmy wyczerpani tym ciągnięciem.” On im powiedział: „Jecie chleb królewski, a nie nakłaniacie sługi Boga, aby źle uczynił? Uwolnijcie mnie, a ujrzycie moc mojego Boga.” Widząc, że już prawie umarł, tak był zgnieciony, przetoczyli skałę do przodu, ustawili ją na nim i zostawili go, aby umarł. Lecz Pan stał przy nim, a odtoczywszy od niego skałę, przywrócił na nowo jego zmiażdżone członki do życia. A gdy powstał, wziął skałę w ręce, poszedł do króla i tak mu powiedział: „Czy chcesz, żebym cię za to uderzył?” Król rozkazał, aby go zatrzymać do następnego dnia. Gdy nastał poranek, nakazał, aby go do niego przyprowadzili. A gdy był już obecny, król powiedział do niego: „Na bogów, obawiam się już więcej do ciebie mówić, lecz z żalem wydam na ciebie wyrok.” Atleta Chrystusa rzekł do niego: „Dobrze o mnie mówiłeś, królu, gdyż mój Bóg sprawił, że mnie opłakujesz. Co do reszty, czyń, jak chcesz. Ja spieszę do stołu mojego Pana Jezusa Chrystusa; a moi bracia, którzy poszli przede mną wspierają mnie. Wydaj wyrok szybko.” Król go zapytał: „Czy postanowiłeś raczej umrzeć niż żyć z nami w chwale?” Święty Krzysztof odparł: „Jestem wrogiem takiej chwały, i twoich demonów, które czcisz.” Rozdrażniony ponownie, król rzekł: „Reprobus nie zgadza się z naszymi wielkimi bogami, i gardzi moimi rozkazami. Z tego powodu rozkazuję, aby go ściąć, a jego ciało spalić.”
- Gdy wydano wyrok, opuścili pałac. Święty Krzysztof zaczął śpiewać psalmy, tak się modląc: „Ocaliłeś nas przed tymi, którzy nas nękają, i wprawiłeś w zmieszanie tych, którzy nas nienawidzą.” A zwróciwszy się do żołnierzy, powiedział: „Poczekajcie na mnie nieco, abym mógł się pomodlić.” I powiedział: „O Panie, mój Boże, odpłać królowi stosownie do tego, jak mnie potraktował.” To powiedziawszy, udał się na miejsce, które było przygotowane. I znów powiedział żołnierzom: „Poczekajcie na mnie chwilę, a ja pomodlę się po raz drugi.” A wyciągnąwszy ramiona ku niebu, modlił się: „Boże, zważ na moje uniżenie, i racz ukazać mi drogę doskonałości, abym mógł się radować w Twojej chwale, Panie.” A oto nadeszło wielkie trzęsienie ziemi, na skutek którego obecna tam wielka ilość ludzi poniosła śmierć. Oto rozwarły się niebiosa, a święty Krzysztof ujrzał Pana nadchodzącego ku niemu, i wielki chór sprawiedliwych, i cztery anioły na niebie po siedmiokroć wspaniałym. Postawiono tron, zasiadł Pan i wielu zdumiało się, widząc chwałę, jaka się objawiła. I tak, gdy błogosławiony Krzysztof zobaczył tę chwałę, ukorzył się u stóp Pana i powiedział: „Jakże ja mam Ciebie, Panie, wychwalać słowami lub myślami, że raczyłeś ukazać Twoją chwałę mi, Twojemu pokornemu słudze?” Pan mu odpowiedział: „Ty jesteś bardziej błogosławiony niż wielu, i będziesz zwany moim umiłowanym sługą, i błogosławione będą te dusze, które zasłużyły na posiadanie twoich relikwii. Nie będę już zważał na grzechy tych, którzy zbliżyli się do mnie za twoim wstawiennictwem. Przyrzekam ci na moją chwałę, że wejdą oni do raju.” Święty Krzysztof odpowiedział: „Jeżeli zyskam przychylność przed Twoim obliczem, Panie, mój Boże, udziel mi śmiałości, gdy przemówię do Ciebie.” Pan odpowiedział: „Mów, cokolwiek chcesz.” Święty powiedział w odpowiedzi: „Panie, oddaj mojemu ciału jeszcze jedną przysługę, aby wszyscy, którzy będą posiadać cząstkę moich relikwii zasłużyli na taką łaskę, aby żaden zły duch ani choroba na ciele nie zapanowała nad nimi i aby odpędziła od nich wszelkie zgubne pożądanie. Panie, mój Boże, czy to miasto, większy obszar czy mała miejscowość, gdzie będą złożone moje relikwie, niech nie panuje tam gradobicie, choroby upraw czy niepłodność winorośli; lecz gdziekolwiek moje relikwie będą wędrować, jeśli jakieś okolice doznają szkody, udziel im niejako łaski mojej obecności, Panie, mój Boże, tak, aby wszyscy mieszkańcy tych okolic mogli obficie otrzymać produkty swych upraw, a napełnieni Twoją łaską, całym sercem wysławiali Twoje święte imię. Spraw to, Panie, mój Boże.” A Pan odpowiedział: „Stanie się to, o co prosisz. Nie sprawię ci przykrości. A teraz, gdy przybyłeś, wstąp do twych braci. Albowiem oni wszyscy zachwycają się tobą, a moje anielskie wojsko pragnie cię ujrzeć.” To powiedziawszy, Pan oddalił się, a błogosławiony Krzysztof udał się na miejsce, które było przygotowane i powiedział do kata: „Chodź, synu, czyń, co nakazano. Lecz zaklinam cię na Boga, który czuwa nad kręgiem ziemi, abyś mnie nie sądził.” A to powiedziawszy, przeżegnał się i zgiąwszy kolana, wyciągnął szyję; i tak jego głowa została ścięta. Dokonał męczeństwa w niedzielę o godzinie siódmej.
- Następnie Atanazjusz, biskup z Italii, z miasta będącego na granicy z Persją, usłyszał o tych wydarzeniach. Przybył on do Antiochii, zapłacił sługom królewskim trzysta aureusów i zabrał ciało świętego męczennika do swojego miasta. Była tam rzeka, która płynąc w dół zalewała miasto. Biskup zbudował bazylikę u źródła rzeki i złożył tam ciało świętego męczennika; rzeka skierowała swój bieg na drugą stronę góry, a miasto zostało zachowane w bezpieczeństwie aż do dnia dzisiejszego. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, któremu cześć, chwała, moc i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen.
* Bibliotheca Hagiographica Latina
** łac. dosł. zły, podstępny, sprytny człowiek.
Przekład z jęz. angielskiego, źródło: https://www.ucc.ie/archive/milmart/BHL1764.html
(autor: David Woods, tłumaczenie z "Passio Sancti Christophori Martyris", Analecta Bollandiana 1 (1882), 394-405 [BHL 1764], 1999).
Przekład: Leszek Arsoba, tłumacz przysięgły języka angielskiego
© Leszek Arsoba, 2017.
Wszelkie prawa zastrzeżone.