III Niedziela Adwentu – 15.12.2019r.
Z Ewangelii wg Św. Mateusza
Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. Jezus im odpowiedział: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: „Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on”. Mt 11,2-11
Rozważanie
Wizyta u neurologa, za dwa miesiące u kardiologa, po upływie roku stół operacyjny, tym razem usuwano kamienie żółciowe. Co było główną przyczyną tych dolegliwości? Podwójne życie. W pracy żonaty kolega, znudzony własną rodziną, rozpalił jej uczucia. Sumienie mówiło: "nie wolno". Niszczyła siebie, wyrządziła wiele krzywdy jego żonie i dzieciom. Ale to sumienie było za słabe, nie miało siły na zdecydowane cięcie. W sercu powstało potężne rozdarcie. To ono zniszczyło system nerwowy, ono uszkodziło serce, ono wypełniło kamieniami woreczek żółciowy. A wystarczyło na początku ukierunkować uczucie na człowieka wolnego z perspektywą małżeństwa, wówczas serce ubogacone miłością promieniowałoby szczęściem. Sięganie po owoc zakazany, zawsze prowadzi do bolesnego rozdarcia i przekreśla możliwość uczestniczenia w szczęściu. Pierwszym krokiem pojednania z sobą jest decyzja o rezygnacji z jakichkolwiek prób podwójnego życia.
Wielu ludzi siebie nie lubi. Spogląda we własne serce i dostrzega w nim szereg słabości: brak konsekwencji i odwagi, skłonność do wygodnictwa, słabości w dziedzinie namiętności, kompleksy. To wystarczy, by człowiek nienawidził samego siebie. Wówczas wiele wysiłku wkłada w to, by swoje słabości ukryć, by uchodzić przed ludźmi za lepszego niż jest w rzeczywistości. To z kolei w jego oczach wydaje się być zakłamaniem, za co jeszcze bardziej siebie nienawidzi. Krąg jest zaklęty i nie widać z niego wyjścia. Nic bowiem nie wskazuje na to, że wady znikną i twarz stanie się piękna.
Istnieje jednak możliwość wyjścia z tego zaklętego kręgu, może się to dokonać przez ukochanie siebie razem ze swymi słabościami. Chodzi o akceptację siebie takim, jakim człowiek jest w chwili obecnej i jakim był, bez względu na to, jaka była droga jego życia. To trudne przeżycie. Akceptacji siebie sprzeciwia się przede wszystkim niezdrowa ambicja.
Jak to uczynić? Po pierwsze trzeba sobie uświadomić, że Bóg nas kocha i jesteśmy dla Niego wielką wartością. Po drugie, trzeba zrobić dokładny wykaz wartości, które posiadamy. Należy to uczynić w spotkaniu z człowiekiem, który nas kocha. On widzi nasze talenty. Jest ich zawsze o wiele więcej niż słabości. Po trzecie, należy znaleźć człowieka, który jest niezadowolony z siebie i trzeba mu pomóc w zaakceptowaniu siebie. Oto najlepsza i najkrótsza droga do pojednania z sobą.
Czas Adwentu jest wezwaniem do pojednania z sobą. Warto jednak dostrzec, że nie zawsze tradycyjne pojednanie z Bogiem w sakramencie pokuty jest równoznaczne z pojednaniem z sobą. W sakramencie pokuty oczyszczamy się z grzechów, to znaczy umywamy swoje ręce z brudnych czynów. Niewielu jednak chce ze spowiednikiem porozmawiać na temat swej twarzy i tego, że siebie nie lubi. Niewielu też spowiedników jest przygotowanych do takiej rozmowy. Sakrament pokuty nie usuwa wad, nie zmienia twarzy. Może jednak ukazać, mimo słabości, jej piękno.
Dla Boga nasza twarz jest zawsze piękna, nawet jeśli została przez zło zniekształcona. Ona jest zawsze doskonałym dziełem sztuki - i za jedną żywą twarz, nawet najbardziej zniekształconą - Bóg odda nie tylko wszystkie arcydzieła, jakie wyszły spod pędzla genialnych artystów, ale odda na śmierć swego Jednorodzonego Syna. Tak niewiele trzeba, wystarczy dotknięcie Jego zbawczej ręki, by nasza zniekształcona twarz, uczyniona na obraz i podobieństwo Jego Boskiej Twarzy, znów ukazała się w całym swoim blasku.
Czym więc jest brak akceptacji siebie? To znak, że złym okiem spoglądamy na siebie, dowód, że nie znamy prawdziwej wartości własnej twarzy.
Ks. Edward Staniek